Po wydaniu przez Sąd Najwyższy wyroku legalizującego w całych Stanach Zjednoczonych istnienie małżeństw homoseksualnych, można było się spodziewać negatywnych reakcji ze strony silnych w USA środowisk konserwatywnych.
Część polityków zapowiedziała walkę o zmianę prawa i uznanie uprawnień poszczególnych Stanów do regulowania tej materii we własnym zakresie.
Oczywiście każdy ma swoje przekonania i nie powinno się odmawiać konserwatystom praw do ich wyrażania. Trudno wyobrazić sobie prawdziwie demokratyczne państwo bez poszanowania dla zasad politycznego pluralizmu. Ważne żeby własne przekonania były szerzone w sposób szanujący poglądy innych grup.
"Zawsze uważałem, że małżeństwo jest instytucją między jednym mężczyzną i jedną kobietą, ale Sąd Najwyższy orzekł inaczej. To jest teraz prawo tego kraju."
Powyższe zadanie wypowiedział konserwatywny senator Mitch McConell. I w tym tkwi zasadnicza różnica pomiędzy politykami, a osobami udających prawdziwych mężów stanu. W naszym państwie większe znaczenie słusznie przypisuje się tym drugim.
W Polsce, pozamerytoryczna krytyka orzeczeń sądów czy Trybunału Konstytucyjnego jest narzędziem stosowanym w walce politycznej. Znany jest przypadek sędziego Tulei czy kazus skazującego wyroku dla Mariusza Kamińskiego.
Sędziowie i wyroki poddane zostały surowej krytyce. W tych sprawach nikt z krytyków nie interesował się jednak stanem prawnym, który był podstawą wydawania wyroków. Ataki miały charakter polityczny, personalny.
Szacunek dla prawa jest fundamentem, który w Polsce nie został podłożony pod konstrukcję państwa.
Czy uda się ten fundamentalny szacunek zbudować? Nie byłbym w tym zakresie optymistą. Wiadomo - winter is coming.